sobota, 15 marca 2014

Sowa marnotrawna.

Działania spontaniczne w iście sowim stylu. Wydaje mi się, że systematyka przychodzi z wiekiem, poczekam.

Wraz z nadejściem wiosny urodziły się nowe plany i zajawki. Obudziły się chęci i wspólne nakręcanie do pracy. Obudziła się również moja szafa! W odstawkę poszły futra, zimowe płaszcze i grube wełniane szaliki. Schowałam je tak bardzo głęboko, żeby nie musieć pamiętać, przez kolejne dłuuuugie słoneczne miesiące, o istnieniu temperatury poniżej zera. Na miejsce wełny, wskakują coraz to lżejsze szmatki, z czego raduje się moje sowie serduszko. Słońce za oknem, daje większe możliwości, czyż nie jest tak? Obiecałam sobie w tym roku, że nie będę ograniczać się wyłącznie do streetowych stylizacji, odrobina elegancji w stricte kobiecym wydaniu, może być bardzo dobrym uzupełnieniem. Poza tym, niedobrze kiedy panie zapominają jak chodzić w szpilkach. W pełni rozumiem poczucie bezpieczeństwa i komfortu w adidasach,trampkach czy innym obuwiu, nie oddalającym nas za bardzo od ziemi, sama jestem fanką wyżej wymienionych, ale szpile to szpile, trzeba umieć i kropka. Dlatego z nadejściem wiosny, zaczynam uczyć się na nowych płaszczyznach, przypominać zapomniane i działać z tym z czym mogę. Możliwości jest dużo, trzeba je sobie po prostu wziąć.


szmatki:
Różnie mówią, prochowiec, płaszcz, wiatrówka. Sama nie wiem, lubię go bardzo takiego beżowego, pasuje do większości czy to jasnych czy ciemnych kolorów, prosto z SH.
Kamizelka, bo modna i wygodna, z jasnego jeansu. Wołała do mnie "mamo!" w jednym z Wrocławskich SH.
Sieciówkowa bluzka z Sinsay, polecam serdecznie ich t-shirty, cudowna bawełna.
Spodenki skórzane, przerobione zwężone przezemnie, ze spodni znalezionych w SH.
Buty, moje ulubione odkąd je mam, Primark




                                                                                 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz